STREFA WIEDZY





Twórcza praca z dziećmi. Wolność zabawy podczas nieskrępowanego eksperymentu artystycznego - Jaśmina Wójcik





Wszystkie dzieci rodzą się artystami
Pablo Picasso

Do kreatywności nie dorastamy, tylko z niej wyrastamy (raczej: zostajemy z niej wyedukowani)
Sir Ken Robinson1

Kreatywność jest największym darem ludzkiej inteligencji
Sir Ken Robinson

 

Jestem artystką oddaną aktywizmowi i sztuce skupionej na wieloletnim działaniu ze społecznością2. Uwielbiam kontakt z ludźmi, a moje projekty są zawsze otwarte na dialog, dyskusję, kontakt i uczestnictwo. Mierzi mnie, kiedy w przedszkolach widzę jednakowe (w większości wykonane przez panie) rysunki dzieci. Wstrząsa mną fakt, że dwudziestoletnia studentka jest wdzięczna, że mogła tworzyć (podczas jednych z warsztatów, kiedy malowaliśmy na ścianach galerii) na powierzchni większej niż A3, bo nie wiedziała, że tak można. Uciekam przed formowaniem i odgórnym kształtowaniem dzieci.
Chciałabym podzielić się moim procesem stopniowego zanurzania w edukację artystyczną. Opowiedzieć o tym jak wzajemnie uzupełnia się i czerpie ze sztuki otwartej na odbiorcę, jak uczy się od niego. Postaram się także wskazać miejsca styku z moją drogą artystyczną. Doświadczenie matki, artystki, edukatorki, pedagożki, nauczycielki, wykładowczyni i wynikające z nich przemyślenia.

Od lat prowadzę różnorodne warsztaty z pogranicza sztuki, bazujące na twórczym wyjściu poza utarte schematy myślowe, czy konwencjonalne sposoby działań. Wydarzają się w procesie, często bliżej im do performensu, happeningu, czy teatru . Edukację postrzegam jako formę oporu przeciwko opresji narzucania i wymuszania. Dlatego wierzę w nią i widzę w niej moc pozytywistycznej pracy u podstaw i progresywnych zmian.
Jako osoba, która odbyła w całości edukację państwową (państwowe przedszkole, szkoła podstawowa, liceum plastyczne i studia na Akademii Sztuk Pięknych) nie zakładałam, że z moimi dziećmi mogłoby być inaczej. Dopiero problemy przemocowe w przedszkolu, wobec starszej (wówczas czteroletniej) córki zmusiły do szukania alternatywy. Był to punkt graniczny, zachwianie dotychczasowego poczucia bezpieczeństwa, które odtąd zostało (paradoksalnie) zastąpione ciągłymi
wątpliwościami i narodzinami coraz to nowych pytań (związanych z wyborami edukacyjno-wychowawczymi dla moich dzieci). Poszukiwania te kontynuuję od tamtej pory. Zwrot w stronę świadomej, alternatywnej edukacji był najlepszym, co mogło się wydarzyć w życiu mojej rodziny.
Po nieudanej próbie rozwiązania patologicznej sytuacji w przedszkolu państwowym znaleźliśmy placówkę montessori – jedną z najbliższych naszego miejsca zamieszkania. Pojechaliśmy, żeby ją poznać, spotkać się z jego założycielką. Podczas pierwszej wizyty ujęło nas samo miejsce – zaadaptowany dawny hangar lotniska, ale przede wszystkim panująca tam atmosfera – szacunek, skupienie, brak przemocy, rozmowy o problemach, próba ich wspólnego rozwiązywania. Starsza córka po dniu adaptacji zadecydowała, że chce tam zostać. Wtedy także i w tym przedszkolu rozpoczęła się moja przygoda regularnego prowadzenia zajęć artystycznych. Do tamtej chwili byłam wykładowczynią akademicką sporadycznie prowadzącą warsztaty z dziećmi. Różnica pomiędzy studentami, a dziećmi jest fundamentalna – ci pierwsi są ukształtowani przez system edukacji, drudzy zaś nieskażeni, z niezachwianą wiarą, że wszystko od nich zależy (jeśli mają na to ochotę). To rozpoznanie (wydające się być może truizmem) pozwoliło mi na nieskrępowaną inspirację dziećmi – ich wyobraźnią, chęciami, pomysłami, pytaniami etc. Każde kolejne, cotygodniowe zajęcia wynikały (i wynikają) z obserwacji ich potrzeb – manualnych, haptycznych, taktylnych, ideowych, rozwojowych. Nasze zajęcia nie są jedynie malowaniem, wykraczają poza tradycyjną plastykę – są szeroko rozumianym rozwojem wrażliwości na otaczający świat (ożywiony i nieożywiony), pobudzają poczucie siły sprawczej w dzieciach, a także kształtują proekologiczną i proobywatelską postawę. (P)obudzenie w dzieciach ekologicznej odpowiedzialności wydaje mi się być bardzo istotne, bo jak mówi Jonas Salk: “Gdyby wszystkie owady zniknęły z Ziemi to wszystkie pozostałe formy życia zginęłyby w ciągu pięćdziesięciu lat. Gdyby wszyscy ludzie zniknęli z Ziemi, w ciągu pięćdziesięciu lat wszystkie inne formy życia by rozkwitły”. Pokora wobec przyrody i minimalizowanie zła wyrządzanego przez człowieka – to nasz obowiązek, jeśli chcemy przetrwać na ziemi jako gatunek.

Nigdy nie zmuszam dzieci do uczestnictwa w moich zajęciach, raczej zachęcam i cierpliwie czekam na zainteresowanie. Różne aktywności wywołują rozmaite reakcje wśród nich, testuję cierpliwie kolejne pomysły i rozwiązania, staram wciągnąć do wspólnej zabawy. Bo to zabawa właśnie jest tutaj najważniejsza. Przy prowadzeniu zajęć tego typu bardzo ważne jest wsparcie i zrozumienie ze strony przełożonych. Nie miałyby szans na zaistnienie gdyby nie otwarty umysł Katarzyny Pac3, jej gotowość i zaufanie. (Piszę to w kontekście sprawczości edukacji alternatywnej, jej świadomej roli w procesie kształtowania samoświadomego człowieka). Chciałabym przywołać tutaj cytowaną często przez Sir Kena Robinsona myśl Abrahama Lincolna: “Dogmaty spokojnej przeszłości nie mają zastosowania w burzliwej teraźniejszości. Okazja do zmian pojawia się rzadko i musimy dać jej się ponieść. Mamy nową sytuację więc musimy myśleć na nowo i działać na nowo.”
Sama Maria Montessori zachęcała do tego, żeby nie traktować jej osiągnięć doktrynalnie. Była otwarta na czerpanie z nich, ale także ich modyfikowanie – podążanie za najnowszymi badaniami i obserwacjami dzieci. Placówka, do której trafiła nasza córka dokładnie taka była (jest). Czerpie dużo z ducha przedszkoli leśnych4, a także badań o których będę w dalszej części tekstu pisała.

Zabawa jest o wiele trudniejsza w przypadku pracy ze studentami. Przy otwartych zadaniach, zakładających inwencję potrafią się zagubić, nie rozumieją, że mogą testować, próbować, że studia są do tego wymarzonym miejscem – bezpiecznym buforem. Nastawieni na wyniki i osiąganie celów, najbardziej boją się porażki. Studenci zdają się mówić: zrób to za mnie, a dzieci przedszkolne: pozwól mi to zrobić samemu/ej. Dlaczego zrób to za mnie? Bo skoro tu wykładowco jesteś – wiesz więcej ode mnie, posiadasz wiedzę jak to zrobić najlepiej. I to jest największe nieporozumienie. Błąd edukacji państwowej tkwi we wszechwiedzących nauczycielach, z którymi nie wolno dyskutować, którym uczniowie mają się nie przeciwstawiać. Stąd lęk przed porażką, oblaniem, brakiem zaliczenia. W szkole nie ma miejsca na wątpliwości, zadawanie pytań i błądzenie. Odrzucam taką szkołę. Nie chcę takiej edukacji. “Jeśli nie jesteś przygotowany na pomyłkę, nigdy nie będziesz w stanie wymyślić nic oryginalnego.”5

Nie pamiętam już kiedy poprowadziłam swoje pierwsze warsztaty plastyczne dla dzieci. Przypominam sobie jedynie, że z jakiś przyczyn pojawiały się one podczas trwania moich wystaw (Kraków – Bunkier Sztuki, Białystok – Galeria Arsenał, Zielona Góra – BWA, Warszawa – CSW zamek ujazdowski etc.6), lub w ramach długoletniej pracy ze społecznością warszawskiej dzielnicy Ursus (materializował się w nich zawsze symbol traktora – nieobecnej figury w dzielnicy, która narosła wokół fabryki tych maszyn), czy tam, gdzie mnie o to proszono. Sprawiały mi zawsze satysfakcję i zaskakiwały, były nieprzewidywalne i nigdy nie wiedziałam co się podczas nich tak naprawdę wydarzy. Ośmielały coraz bardziej – przestawałam bać się eksperymentu, proponowałam dzieciom pracę w skali makro i obcowanie z nieoczywistymi materiałami (filc, słoma, kamienie, gałęzie, tkanina, kartony, umyte plastikowe opakowania etc.).
Warszaty to miejsce styku z moją twórczością – tak samo nie dookreślam projektów, proponuję punkt wyjścia sytuacji, reszta wydarza się sama, zostaje przeze mnie jedynie uruchomiona, a podchwycona i kształtowana wedle woli uczestników.

Obszar realizowanych tematów zajęć w przedszkolu mogłabym podzielić na: inspiracje naturą, doświadcza(e)nie malarstwa, uprecycling i uzupełnianie procesu dydaktycznego. Są wielomiesięcznym procesem odpowiadającym na pory roku, otaczającą rzeczywistość, tematykę interesującą aktualnie dzieci, święta narodowe etc.
Natura sama w sobie jest wspaniałą inspiracją. Wzbogaca dziecko, jest naturalnym środowiskiem przebywania i tworzenia. Nieskończona ilość pomysłów przychodzi właśnie z niej, a rozwój następuje naturalnie i odbywa się niezakłócony. Dodatkowym atutem przedszkola Świetlik Montessori7 w procesie zajęć artystycznych jest przedszkolny ogród – naturalny plac zabaw, będący możliwością poszukiwań i formułowania wciąż na nowo zabaw. Jednym z moich ulubionych działań w ogródku było konstruowanie ścianki wodnej i wlewanie przez dzieci kolorowo zabarwionej (naturalnymi barwnikami) wody (malowanie wodą, mieszanie barw). W zajęciach artystycznych natura może być inspiracją, albo medium samym w sobie (np. malowanie liśćmi, budowanie z kasztanów, konstrukcje z patyków etc.). Przyroda najlepiej uruchamia wyobraźnię dzieci – patyki mogą stać się wędkami, mieczami, różdżkami w zależności od pomysłu i chęci. Dodatkowo przy drobnej ingerencji – zawiązaniu wstążki, szyszki, sznurka etc., mogą być na nowo czymś zupełnie innym. Małe dzieci posiadają tę magiczną moc wyobraźni, którą wystarczy rozwijać, a nie tłumić. Kiedy dostają plastikowe zabawki posiadające jedną funkcję, nie zostawia im się przestrzeni na uruchomienie wyobraźni.

Nie ograniczam dzieciom formatów papieru – tworzymy często duże, wspólne malowidła-kolaże, (które potem są prezentowane we wnętrzach przedszkola), ale także kształtów podłoży – koła, trójkąty, a nie tylko prostokąty.
Doświadcza(e)nie malarstwa rozumiem poprzez bezpośredni kontakt dziecka z materią farb – malowanie stopami, czy rękami. Przelewanie barw pomiędzy palcami, mieszanie ich i zlewanie, odbierane zmysłem dotyku. Haptyczne zanurzenie w kolorze.
Praca ze śmieciami działa na wyobraźnię dzieci, umyte rozmaite opakowania stanowią niewyczerpane źródło inspiracji. Uprecyckling staje się nasłuchem wrażliwości dziecka na niestandardowe sposoby pracy.
Nie napisałam dotąd o istotnym elemencie – wprowadzeniu bryły(tworzenie z gliny, masy solnej, plasteliny, czy modeliny). Dzieci początkowo tworzą płaskie formy (swoiste placki), dopiero kolejnym krokiem jest wprowadzenie pionu, budowanie wzwyż i dookoła. U jednych przychodzi to zupełnie naturalnie, innym sprawia to trudność i zostają w płaskorzeźbie dłużej. Niemniej zarówno jedno jak i drugie są ważne w rozwoju dłoni dzieci (ugniatając rozwijają się manualnie, wzmacniają ręce).

W warsztatach w placówkach sztuki inspiracją jest zazwyczaj moja wystawa (są wydarzeniami jej towarzyszącymi). W Bunkrze Sztuki, w ramach Uzdrowiska8 na warsztatach odnosiliśmy się do legowiska Beuysa, tytuł brzmiał UZDROWISKO LEGOWISKO. Wykorzystywaliśmy jutowe worki i duże ilości słomy, aby urzeczywistniać marzenia poprzez ułożenie z nich bezpiecznego miejsca medytacji (dzieci malowały na workach, które następnie wypełniały słomą). W białostockim Arsenale wymyślaliśmy i konstruowaliśmy HASŁOTWÓRCZE MANUALE. Po teoretycznym wprowadzeniu dotyczącym komunikacji wizualnej (plakaty BHP, tabliczki dotyczące ciszy nocnej, szanowania zieleni etc.) dzieci wymyślały hasła, którymi chciały na coś wskazać, coś zasygnalizować, o czymś powiedzieć innym obywatelom. Wspólnie je wykonywaliśmy i umieszczaliśmy w przestrzeni publicznej. W zamku ujazdowskim w ramach wystawy “Gotong Royong – rzeczy, które robimy razem”9 na warsztatach WSPÓLNA NIEPODLEGŁA (które wypadły akurat w święto narodowe 11.11) zastanawialiśmy się nad wspólnotą i rzeczami, które możemy robić wspólnie z innymi. Następnie dzieci, w grupach, malowały flagi opowiadające o różnego rodzaju wspólnotach. Ważne było także doświadczenie kolektywnej pracy, wspólnego dzieła. Po zakończonym malowaniu, flagi trafiły na drzewce i stały się elementem wystawy (wcześniej przemaszerowaliśmy z nimi przez całą wystawę).
W Ursusie sytuacja wygląda nieco inaczej, gdyż zawsze podczas warsztatów z dziećmi pojawia się symbol traktora. Jest znakiem tożsamości dzielnicy stąd wraca w różnych konfiguracjach – a to w tekturowych modelach malowanych przez dzieci i przyczepianych na patykach na powitanie parady zabytkowych traktorów, a to jako kostium – przebranie parady ludzi-traktorów (z towarzyszenim muzyków i z opracowaną wcześniej choreografią).

Edukacja alternatywna od osoby wykształconej w modelu pruskim wymaga ciągłych poszukiwań, dokształcania, czytania. Pęcznieje podręczna biblioteka. Książek przybywa. Arno Stern, Andre Stern, Ken Robinson, Adele Faber, Elaine Mazlish, Stuart Shanker, Teresa Barker, Celine Alvarez, Joanna Berendt, Magdalena Sendor, Jasper Juul, Timoty D. Walker. Każda kolejna traktująca o czymś jeszcze istotniejszym, niezauważonym do tej pory. Kolorowe zakładki mnożą się w każdej z nich, podkreślenia i notatki na marginesach czynione są obowiązkowo. Bardzo istotne w tym procesie jest także wsparcie ze strony opiekunów dzieci, nauczycieli, innych rodziców. Tworzy się społeczność ludzi wspólnie poszukujących, traktujących dzieci poważnie i z szacunkiem. Posiadanie plemiennej grupy osób podobnie myślących i otwartych na innych to bezcenne doświadczenie. Ma to działanie terapeutyczne, ale także stanowi upewnianie się w podążaniu obranymi kierunkami.

Fundamentalnym i przełomowym był dla mnie moment poznania filmu ALFABET10 w reżyserii Erwina Wagenhofera. Pomijając sam fakt przekazu filmu i jego przesłania, chciałabym skupić się na dwóch pojawiąjących się w nim postaciach – Arno i Andre Sternach. Andre to syn Arno, jest muzykiem, kompozytorem, lutnikiem, dziennikarzem i pisarzem11. Arno jest uznanym pedagogiem, twórcą pracowni malarskiej MALORT, którą prowadzi od kilkudziesięciu lat w Paryżu, jest także badaczem pierwotnego śladu dziecka uaktywniającego się podczas nieskrępowanego procesu malarskiego. Jego radykalizm poparty jest wnikliwymi, nieprzerwanymi badaniami prowadzonymi na całym świecie (także wśród dzieci z puszczy amazońskiej, z lasów tropikalnych, Gwatemali, Afganistanu, Mauretanii, Nigeru i wielu innych). “Stwierdzenie sztuka dziecięca nie istnieje budzi powszechny sprzeciw. Podobne reakcje wywołuje moja opinia, że rysunek dziecięcy jest fatalną pomyłką. Prawdą jest, że rysowanie jest w pewnym sensie rodzajem pokazywania. Nie można powiedzieć jednak, że dziecko cokolwiek pokazuje, przeciwnie – nie uwidacznia nikomu śladu, lecz używa go jedynie do zabawy. Ślad ten jest częścią całkiem innej kategorii, nienależącej do sztuki. Nie jest też związany z wiekiem, nie ogranicza się do dzieciństwa.”12 Arno udowadnia, że tylko podczas swobodnego gestu malarskiego dziecko może wrócić do wspomnień z okresu prenatalnego, które są tożsame dla ludzi na całym świecie. “Dzięki takiej metodzie wyrażenia siebie każda osoba, która poddaje się formulacji w pracowni malarskiej, może odnaleźć swój utracony początek i stać się przez to spełnionym człowiekiem”13
Są to badania i spotkania dzięki którym ludzie docierają do swojego sedna, mogą być sobą i ze sobą, nie są poddawani niczyjej ocenie. MALORT – pracownia, w której maluje się na przyczepianych do ścian arkuszach papieru (jeśli są niewystarczające, doczepia się kolejne). Malujący wybiera na jakiej wysokości chce malować. Pośrodku pracowni stoją pojemniki z farbami i pędzlami. Arno jest niewidzialnym pomocnikiem – uzupełnia brakującą farbę, doczepia kartki etc.“Bawiący się malowaniem oddaje się nieograniczonej zabawie, która nie zmierza do obiecanego celu i od której też sam niczego nie oczekuje.”14

Chciałabym prowadzić miejsce jak MALORT (z wykorzystaniem badań Sterna). Baczniej zaczęłam przyglądać się pracom moich dzieci. Młodsza córka (uczęszczająca do tego samego, co starsza przedszkola montessori) przynosi duże ilości rysunków/śladów na różnego rodzaju kartkach, fragmentach, karteluszakch, wycinkach. Analizując je (zgodnie z badaniami Arno Sterna opublikowanymi w książce pt.”Odkrywanie śladu. Czym jest zabawa malarska”) widzę, że wyzwala swój wewnętrzny głos, dochodzi do meta wspomnień, nie porównuje się z innymi dziećmi, jest we właściwym miejscu. Uczestniczy też aktywnie w grupowych zajęciach plastyki prowadzonej przeze mnie. Co innego stało się ze starszą córką, która poszła do placówki szkolnej (jest tam jednym z najmłodszych dzieci). Jej rysunki/malunki z wcześniejszych odważnych, stały się zachowawcze, z pełnego gestu został nieśmiały obrys, wahanie. Nie zapełnia pełnych arkuszy, rysuje niewielkie kształty we fragmentach kartek. Słyszę z jej ust, że nie potrafi rysować. Widzę jednocześnie zapatrzenie w mechaniczne rysunki starszych dzieci (rysujących w schematyczny sposób). Marzę o prowadzeniu miejsca podobnego do MALORTU także ze względu na własne dzieci. Bowiem doświadczenie wolności, nieskrępowania i odwagi są nie do przecenienia. Fragment ściany w pokoju córek wyłożyliśmy do sufitu płytami korkowymi. Przynieśliśmy stołek i schodek – dziewczynki mogą wybrać wysokość i przypiąć kartki. Nalewam im farb w plastikowe pojemniki, dostają pędzle różnych rozmiarów. Zaczynam zatem od skali mikro – fragmentu jednej, niewielkiej ściany. Brakuje rytmu pracy, konsekwentnego powtórzenia, ciągłości. Dom jest domem, nie pracownią, ani cyklicznymi zajęciami. Stąd potrzeba osadzenia się w realnej przestrzeni, z przeznaczeniem na jeden cel (pomieszczenie ze wszystkimi ścianami przeznaczonymi do tworzenia).
Zajęcia i warsztaty artystyczne z dziećmi są dla mnie inspiracją, choć wymagają olbrzymiego zaangażowania, niestrudzonego bycia obecną i dyspozycyjną przez całe ich trwanie. Są dużo bardziej absorbujące niż zajęcia ze studentami, ale przynoszą o wiele więcej satysfakcji i spełnienia. Szczególnie ważne są dla mnie te momenty, kiedy dzieci przełamują się, ośmielają i zaczynają w nich uczestniczyć. Podczas tych chwil namacalnie doświadczam poczucia sensu ich prowadzenia.
Niech punktem odniesienia i celem do dążenia będzie cytat z Janusza Korczaka: „…mówiłem nie do dzieci, a z dziećmi, mówiłem nie o tym, czym chcę, aby były, ale czym one chcą i mogą być.”15

1 Ken Robinson nawołuje do gruntownych zmian systemów publicznej edukacji. Zwraca uwagę na to, że w swojej współczesnej postaci systemy te powstały w okresie rewolucji przemysłowej. Ich celem było kształcenie ludzi, którzy mieli pracować w tamtej rzeczywistości. Zupełnie nie nadążyły za zmianami, które obserwujemy w ostatnich kilkudziesięciu latach. Jest zdania, że zmienić należy treść programów nauczania, sposoby oceniania oraz przede wszystkim sposób uczenia młodych ludzi. W swoich publikacjach, przede wszystkim w książce Kreatywne szkoły oraz Uchwycić Żywioł, prezentuje rozwiązania, które już dziś się sprawdzają Uważa, że zmiana systemów edukacji nastąpi oddolnie – wyłoni się z działań nauczycieli, rodziców i dyrektorów. Dlatego zachęca każdego, kto jest w jakikolwiek sposób związany z edukacją, by wziął za nią odpowiedzialność w swojej społeczności. – https://wydawnictwoelement.com.pl/ken-robinson/
2 Por. www.culture.pl/pl/tworca/jasmina-wojcik
3 Patrz: http://swietlikmontessori.pl
4 Patrz: http://dziecisawazne.pl/lesne-przedszkola-bez-murow-z-otwarciem-na-nature/
5 Patrz: Sir Ken Robinson at TED2006
6 m.in. warsztaty z okazji Dnia Dziecka w Ursusie, 2014: Powitanie traktorów w fabryce (współprowadzenie: Igor Stokfiszewski), 2015: Poczuj się dzieckiem, stań się traktorem (współprowadzenie: Igor Stokfiszewski); warsztaty w Galerii Arsenał w Białymstoku 2014: Hasłotwórcze manuale; warsztaty w Bunkrze Sztuki w Krakowie 2015: UZDROWISKO LEGOWISKO; warsztaty w CSW zamek ujazdowski 2017: WSPÓLNA NIEPODLEGŁA
7 Przedszkole moich córek, w którym prowadzę zajęcia artystyczne
8 Patrz: https://www.facebook.com/uzdrowiskokrakow/
9 Patrz: http://u-jazdowski.pl/program/wystawy/gotong-royong-
10 Patrz: http://www.filmweb.pl/film/Alfabet-2013-690266
11 Patrz: http://www.andrestern.com/pl/home.html
12 “Mój ojciec. Mój przyjaciel” Arno Stern, Andre Stern, wyd. Element, Gliwice, 2016
13 “Mój ojciec, mój przyjaciel”, Arno Stern, Andre Stern , wyd. Element, Gliwice 2016, str. 23
14 ”Odkrywanie śladu. Czym jest zabawa malarska”, Arno Stern, wyd. Element, Gliwice 2016, str.92
15 Janusz Korczak, “Jak kochać dziecko. Kolonie letnie”

 

_ _ _
Fotografia autorstwa Jaśminy Wójcik.

 

DO POBRANIA